niedziela, 20 września 2015

O zbiorach, naleśnikach i nowej zakładce

Dziś siedzę obłożona po sufit chusteczkami higienicznymi, co kilka chwil uzupełniając kubek z gorącą herbatą. Mam nadzieję, że nie zakłócam sąsiadom niedzielnego spokoju swoim 'rześkim' kaszlem.
Ale w zeszłą, ciepłą niedzielę razem z mamą i kuzynką zbierałyśmy przy wiejskiej, polnej drodze skarby końca lata :)  
Owoce czarnego bzu, owoce dzikiej róży i jeżyny.









































Te dwa pierwsze trochę niedoceniane ostatnimi czasy w kuchni. A szkoda! Bo świetnie sprawdzają się przy przeziębieniach :)
Czarny bez w naszym domu już rozgościł się na dobre.
Po dziką różę sięgnęłam po raz pierwszy, choć już od dłuższego czasu o niej myślałam.
Jeżyn było naprawdę mało, przynajmniej tych dojrzałych.
Po większe zbiory może uda mi się wybrać pod koniec przyszłego tygodnia.
Tymczasem z uzbieranej połowy koszyczka tych wspaniałych owoców, za którymi szaleję każdego roku, jak stonka za ziemniakiem, też trzeba było coś zrobić.
Wiadomo, najprościej- najlepiej :)
Naleśniki + jeżyny zagotowane z cukrem i odrobiną soku z cytryny + biały, wędzony twaróg = eksplozja smaku! :) 
Słodkie, kwaskowate i słonawe...niby każdy smak z innej beczki, a uzupełniają się idealnie!
Koniecznie spróbujcie! :)


























W związku z tym, że jestem wielką fanką wykorzystywania dzikich owoców, ziół i kwiatów w kuchni, do czego zachęcam też Was, postanowiłam utworzyć na blogu nowy cykl postów pod hasłem: Z ŁĄKI NA TALERZ :)
Dawniej ludzie częściej wykorzystywali zioła, liście i owoce dzikich krzewów opierając się na ich smaku i przede wszystkim na właściwościach leczniczych oraz tych, które pomagały zapobiegać wielu chorobom.
Babki zielarki mieszkające w drewnianych chatach na skraju lasów zawsze skrywały w sobie tajemnice związane z uzdrawianiem ziołami i swego rodzaju czarami.
Jak dla mnie, świetna sprawa! :D
W takim razie zapraszam Was do czytania i samodzielnych prób odkrywania dobra natury!
Już niebawem pierwszy post w owym cyklu :)

piątek, 18 września 2015

Ostatnie dni lata ze słońcem na talerzu

Lato się kończy.
Nad łączkami rozpościerającymi się za osiedlem, na którym mieszkam, babie lato powoli rozpoczyna swoje hulanki i swawole.
Na szczęście wciąż w słońcu :)
Trochę delikatniejszym i bardziej złocistym.
Nie będę się jednak rozpisywać o małych pajęczakach i odcieniach promieni słonecznych, bo oto czas zakasać rękawy, albo co kto ma do zakasywania, zgarnąć po drodze do kuchni kilka niezbędnych składników i w tejże kuchni upiec, a właściwie ususzyć kilka pomarańczowych słoneczek.
I takim pomarańczowym, chrupkim i kosmicznie słodkim akcentem zamkniemy letnie, kuchenne szaleństwa, bo czas przygotować się do złocistej jesieni...
W takim razie do dzieła! :)




























Pomarańczowe bezy z kremem imbirowym i brzoskwiniami
Potrzebujesz:
Na bezy:
  • 4 białka kurzych jaj
  • 220g cukru pudru
  • 1 łyżka mąki krupczatki
  • 1 łyżeczka soku z cytryny
  • 2 łyżeczki pomarańczowego pyłku [<- klik]
  • szczypta soli
Na krem:
  • 250g serka mascarpone
  • 1 łyżeczka sproszkowanego imbiru
Do tego:
  • 2 soczyste brzoskwinie 
Sposób przyrządzenia:
Bezy:
1. Białka ubij na sztywno ze szczyptą soli.
2. Do ubitych białek, miksując dodawaj cukier puder partiami, aż powstanie kleista masa.
3. Do masy dodaj mąkę, sok z cytryny i pomarańczowy pyłek.
4. Piec rozgrzej do 160*C z termoobiegiem.
5. Na blasze wyłożonej papierem do pieczenie wykładaj masę formując szpatułką okrągły kształt.
6. Uformowane bezy włóż do piekarnika i natychmiast zmniejsz temperaturę do 110*C.
7. Susz bezy ok. 1,5h.
8. Po upłynięciu czasu suszenia pozwól im się wystudzić w otwartym uchylonym piekarniku.

Krem:
1. Serek mascarpone dokładnie wymieszaj z imbirem.

Wykończenie:
1. Na bezy wykładaj imbirowy krem.
2. Dekoruj pokrojonymi brzoskwiniami.

Smacznego!



środa, 9 września 2015

Późne lato z czekoladą i malinami

Jakże pysznie jest delektować się wspaniałościami późnego lata zanurzonymi w czekoladzie!
Co tu dużo pisać.
Maliny na wyciągnięcie ręki, chociaż nie wiadomo, jak długo będą jeszcze dostępne, bo w powietrzu chłód ( mam wrażenie, że pogoda tego lata ma większe huśtawki nastroju, niż kobieta w ciąży)
Kakao też na pewno gdzieś znajdziecie :)
Jedyną ciekawostką jest to, że tłuszczem w tym cieście jest majonez.
Bez obaw! Jest absolutnie niewyczuwalny w smaku, a nadaje ciastu wilgotnej, kremowej konsystencji; do tego rozpuszczona czekolada i właściwie po upieczeniu,  w środku mamy czekoladowego zakalca....czyli, jak na brownie przystało! :D
Do dzieła, niech koniec lata będzie bardzo malinowy! :)









































Brownie z malinami ( na bazie majonezu) z sosem malinowym

Potrzebujesz:
Na ciasto:
  •  40 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 25 g kakao
  • 140 g gorzkiej czekolady + 1 osobny pasek
  • 3 jajka
  • 200g cukru
  • 100 g majonezu
  • niewielki kubeczek malin ( ok. 2 pełnych garści)
Na sos:
  • 100g malin
  • 1,5 łyżeczki cukru
  • 1 łyżeczka soku z cytryny
Sposób przyrządzenia:
Ciasto:
1.  Jajka i cukier lekko ubij.
2. Czekoladę rozpuść w kąpieli wodnej.
3. Ciepłą czekoladę wmiksuj w uprzednio ubite jaja z cukrem.
4. Dodaj mąkę, kakao, proszek do pieczenia i majonez -> miksuj na gładką masę.
5. Płaską formę ( ok. 25cm. bok) wyłóż papierem do pieczenia, lub wysmaruj masłem i wysyp bułką tartą.
6. Wylej ciasto, ułóż na nim maliny i posyp pokrojoną czekoladą z pozostałego paska.
7. Piecz ok. 30- 35mi w 160*C

Sos:
1. Maliny z cukrem i sokiem z cytryny podgrzewaj w rondelku do całkowitego ich rozpadnięcia się.

Smacznego!



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...